Zacznę od sztandarowej mojej potrawy, czyli Karpia po Starzawsku według przepisu Mariana Wisieckiego. Potrzebne są trzy lub cztery karpie najlepiej pełnołuskie i to jeszcze ze Starzawy (!), o wadze dwa, względnie dwa i pół kilograma. Na taka ilość musimy przygotować bardzo dużą brytfannę. Dobrze oczyszczone karpie – tak aby, nie daj Boże nie znalazła się tam ani jedna łuska – bo to koszmar jakby ktoś ją dostał na talerzu –
a więc oczyszczone ze skrzeli i oczu głowy władamy do brytfanny, jak również poodcinane płetwy i ogony. Do brytfanny kroimy pół kilograma dużej słodkiej cebuli. Cebulę rzucamy na gorący tłuszcz i dodajemy czerwoną paprykę słodką i z pół kilograma słodkich pomidorów. Dodajemy Vegety. Wszystko się gotuje na wolnym ogniu. A tak w ogóle każdą potrawę należy gotować na wolnym ogniu. Inny jest smak potraw. Są po prostu ugotowane i smaczne, a nie rozgotowane.
Jak ja gotuje Karpia po Starzawsku, czy też karpia w szarym sosie na Boże Narodzenie to muszę być w domu sam, bo po pierwsze zapach gotowanego karpia nie wszystkim odpowiada, a po drugie konsumowanie głów, które są gotowane przez piętnaście minut także nie wszystkim odpowiada, a po trzecie, przyznaję, spożywam je niezbyt estetycznie. Dla mnie smak gotowanych głów w cebuli jest fantastyczny. To tak w przerwie (…)
Karpia gotujemy przez piętnaście minut. Gdy dzwonka karpia są już miękkawe zalewamy taką ilość ryby litrem słodkiej śmietany i całość niech sobie kipi na wolnym ogniu jeszcze przez parę minut. Gdy wszystko jest gotowe przekładamy dzwonka do brytfanny i pora na ostatni dodatek, o którym wiedzą nieliczni. Ja tę tajemnicę mam od Mariana i tylko On może ją zdradzić chyba, że ja po latach będę mógł to zrobić. Póki co, niestety nie mam takiego umocowania. A jak ktoś chce popróbować Karpia po Starzawsku według oryginalnego przepisów musi albo poczekać, albo mnie poprosić, abym go zgotował osobiście !!!!