UCHWAŁĄ NR 397/XXXII/2021
Rady Miasta Jarosławia
z dnia 26 kwietnia 2021 r rondu położonemu na Placu Mickiewicza nadano nazwę:

Profesora Jana Haftka.

Profesor Jan Haftek,
polski neurochirurg światowej sławy.

Polska medycyna, lekarze i pacjenci na całym świecie zawdzięczają mu bardzo dużo. Występując na światowych forach naukowych akcentował, że pochodzi z Polski. Był bardzo przywiązany do rodzinnej Ziemi Przeworskiej. Właściwie cały region z Łańcutem,  Przemyślem,  Lubaczowem i Radawą, wraz z tym  „co pomiędzy”  był jego małą ojczyzną, a Jarosław darzył szczególnymi względami.

Jan Haftek urodził się w 1928 w Kańczudze. Medycynę wybrał już w latach szkolnych. Uczęszczał do Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Króla Władysława Jagiełły w Przeworsku. W 1947 r rozpoczął studia medyczne na Uniwersytecie Warszawskim. W  1952 r. uzyskał dyplom, ale pracę zaczął dużo wcześniej, po zdaniu egzaminu z anatomii prawidłowej. Pierwszym miejscem pracy była Katedra Anatomii. Później pracował w Klinice Neurochirurgii AM w Warszawie. W tym czasie odbył kilka podróży naukowych. Jako stypendysta British Council pracował w Londynie pod kierunkiem Sir Herberta Seddona i prof. P.K. Thomasa. „W tamtych latach ich placówki były mekką neurologów i ortopedów świata” – wspominał Profesor. Plonem tego pobytu była praca habilitacyjna w AM w Krakowie. W 1963 r. Jan Haftek przeniósł się do Stołecznego Centrum Rehabilitacji w Konstancinie. Tam zorganizował pierwszy w Polsce Oddział Ostrych Urazów Rdzenia Kręgowego i zrobił drugą specjalizację – z rehabilitacji. W 1970 r. objął stanowisko kierownika Kliniki i Katedry Neurochirurgii w WAM w Łodzi. W 1982 powrócił do Stołecznego Centrum Rehabilitacji w Konstancinie, obejmując kierownictwo tej placówki. Zainicjował powstanie Kliniki Urazów Układu Nerwowego. Został członkiem Komitetu Nauk Neurologicznych PAN, organizował Polskie Towarzystwo Rehabilitacji i był krajowym konsultantem w dziedzinie rehabilitacji. W 1987 r. otrzymał tytuł profesora zwyczajnego. W 2000 r. przeszedł  na emeryturę, ale nie przestał pracować – związał się z kolejną placówką naukową – Wyższą Szkołą Zarządzania i Administracji w Zamościu, gdzie wykładał na Wydziale Fizjoterapii. Szybko zaaklimatyzował się w nowym miejscu i zaangażował w jego rozwój. Profesor za największe osiągnięcie uważał stworzenie modelu kompleksowego leczenia urazów kręgosłupa, zakładającego, że ortopeda, neurochirurg i rehabilitanci, a w niektórych przypadkach także internista pracują razem. Rehabilitacja musi być integralną częścią leczenia. Takie podejście jest zgodne z koncepcją twórców polskiej szkoły rehabilitacji: prof. Wiktora Degi i prof. Mariana Allana Weissa, a także ze światowym kierunkiem w leczeniu wypromowanym m.in. przez prof. Sir L. Guttmanna, krzewiciela sportu w rehabilitacji osób niepełnosprawnych, twórcy ruchu paraolimpijskiego. Jan Haftek był autorem licznych publikacji naukowych, współautorem i autorem szeregu podręczników i monografii, organizatorem nauki i o znaczeniu krajowym i międzynarodowym.
Wybitne dokonania profesora Haftka doceniały specjalistyczne gremia międzynarodowe przyznając liczne prestiżowe nagrody. Podczas Światowego Zjazdu Neurochirurgów w Marakeszu w 2005 roku jako pierwszy Polak otrzymał najwyższe wyróżnienie Światowej  Federacji Towarzystw Neurochirurgicznych WFNS „Medal of Honour”.
Jednym z najbardziej cenionych przez Profesora był tytuł Zasłużonego, którym został uhonorowany przez Polskie Towarzystwo Lekarskie. Tytuł ten przyznawany jest: za ochranianie wartości najwyższej jaką jest życie ludzkie, za wrażliwość na krzywdę, cierpienie, chorobę i niedostatek, za wiarę w ludzką życzliwość, za dbanie o godność człowieka, a także o honor i prestiż stanu lekarskiego.

Pan Profesor był tytanem pracy, ale znajdował czas na pasje pozamedyczne, celebrował życie, w tym życie towarzyskie. Właściwie tę część wpisu mogłabym zacząć „nie tak dawno w Starzawie”, bo pamiętam jak bywał w naszym domu. Zazwyczaj przyjeżdżał przy okazji polowań, często towarzyszyła mu żona, Pani Izabela. Z ojcem znali się długo. Łączyło ich szczególne porozumienie, wykraczające poza łowiectwo. Być może zbliżone roczniki urodzenia, doświadczenia pokolenia… W chwili wybuchu wojny byli dziećmi, które szybko musiały dojrzeć. Dramat losu, który zabrał im dzieciństwo i wczesną młodość zaważył na ich życiu, ale nie załamał. Zahartował ducha, wykształcił odwagę i pewnego rodzaju nieustraszoność w podejmowaniu wyzwań i realizacji życiowych celów. Waleczność, ale i zapał do życia – smakowanie go garściami, życie pełnią… Obecność Pana Profesora wnosiła ciepło, humor i aurę wyjątkowości. Wszystkim w towarzystwie udzielał się dobry nastrój. Pan Profesor swobodnie cytował poetów, zwłaszcza Juliana Tuwima, podobno sam też pisał poetyckie strofy, ale do szuflady. Interesował się muzyką poważną, kochał Chopina i śpiew. Potrafił zjednywać sobie przyjaciół wśród osób o różnych poglądach – a to nigdy nie było łatwe w naszym rozpolitykowanym społeczeństwie. Był zawsze gotów do pomocy. Z zamierzchłych czasów pamiętam „interwencyjne” telefony taty do Profesora z domowego aparatu na korbkę. Zdarzył się wypadek i komuś pilnie trzeba pomóc. Dla Profesora nie było ważne kim był poszkodowany, jak się nazywał. Liczył się jego stan zdrowia. Zadawał tylko niezbędne pytania, słuchał w pełnym skupieniu, w napięciu. Był świadom czasu, wiedział, że każda minuta decyduje o szansach pacjenta. Rozmowa choć krótka, dawała wielką ulgę i wielką nadzieję graniczącą z pewnością, że się uda, że Profesor się zajmie tym przypadkiem, zacznie działać, zrobi co w jego mocy, a te moce były wielkie…W niewidzialny, ale bardzo odczuwalny sposób przejmował ciężar sytuacji. I tak było za każdym razem. Tylko, z czasem naszą „gorącą linię” uruchamialiśmy na łączach komórkowych.
Dziękujemy Panie Profesorze.

Magdalena Wisiecka