Małgorzata Włodarczyk

Zimowa podróż bez powrotu

Franz Schubert Winterreise

W ostatnich dniach listopada krakowska publiczność miała okazję usłyszeć amerykańskiego barytona Thomasa Hampsona. W trakcie kameralnego koncertu – na deskach Teatru im. Słowackiego – artysta, wraz z towarzyszącym mu na fortepianie Wolframem Riegerem, poprowadził słuchaczy w emocjonującą podróż bez powrotu. Śpiewak wykreował osobny, skończony świat, w którym każda pieśń stanowiła zamkniętą, doskonałą całość. Zmniejszona covidowo publiczność otaczała artystów, dodatkowo potęgując wrażenie osobistego kontaktu z muzykami. Począwszy od pierwszej pieśni „Gute Nacht” (Dobranoc), gdzie odrzucony Kochanek gorzko konstatuje: „Miłość kocha wędrówki”, podążamy w nierzeczywiste, zimne i ciemne krainy, by na końcu odejść we mgle za „Lirnikiem” wygrywającym cichnącą pieśń naszego życia.

Przejmujący, listopadowy wieczór, zahipnotyzowana widownia zastygła bez ruchu wchłaniając jak gąbka emocje bohatera. Dojrzały artysta wydobył (moim zdaniem) dodatkowe sensy z romantycznych wierszy. Nasuwa się pytanie, czy dziewiętnastowieczny salon zaakceptowałby takie natężenie emocji, które rozrywały gorset konwenansów. Na stronie Hampsong Foundation można znaleźć wiersze oraz esej pod wymownym tytułem „Przerażające pieśni”, tak nazwał ten cykl sam Schubert podczas pierwszego wykonania, kiedy osobiście zaśpiewał je przed gronem znajomych.

Samotny wędrowiec, zawsze obcy, przygląda się mieszkańcom wioski pogrążonym w niedostępnym dla niego spokojnym szczęściu. W pieśni „Die Kräche” (Wrona) czarny ptak nieustępliwie towarzyszy Wędrowcy, bezlitośnie frunąc nad głową, jakby czyhając na śmierć. Nie pada odpowiedź na rozpaczliwe pytanie: „Nigdy mnie nie opuścisz”? Przejmujący obraz na tle zimowego pejzażu, jak u Edgara Allana Poego.

W ten niezapomniany wieczór trudno było nie poddać się emocjom wykreowanym na pustej scenie, fortepian i śpiewak – to wystarczy by powołać do życia osobny świat. Jestem przekonana, że taki dar posiada niewielu, Thomas Hampson zaczarował publiczność od pierwszej do ostatniej minuty, tego ponadgodzinnego spektaklu. Kiedy wydawało się, że natężenie emocji nie może już wzrosnąć, usłyszeliśmy zamykającą cykl, hipnotyzującą pieśń „Der Leiermann” (Lirnik). Stwór z pogranicza jawy i snu, stary grajek, samotnie stojący na śniegu uporczywie wygrywa swoją pieśń otoczony przez warczące psy – co za wizja … Pośród cichnących dźwięków fortepianu Wędrowiec pyta – „Czy zagrasz także moją pieśń?”

Gdy wybrzmiały ostatnie, cichnące tony, widownia długo siedziała w ciszy by wybuchnąć niekończącym się aplauzem.

PS Lirnik gra również innym artystom, dla porównania wykonanie Jonasa Kaufmana – jeszcze pobrzmiewa tu pełen rozpaczy bunt, którego nie ma już w cichnącej interpretacji Hampsona. Ciśnie się pod klawisz banał – tylko arcydzieła są tak pojemne.

Źródło: strona – Teatr w Krakowie, dostęp 05.12.2021 r.

https://teatrwkrakowie.pl/spektakl/capella-in-theatrum-22-11-2021

 

Korzystałam z:

  • Strona Hampsong Foundation, teksty pieśni, tłumaczenia na angielski, esej amerykańskiej muzykolog Susan Youens – dostęp 17.11.2021
  • Strona Franzschubert.pl – dostęp 17.11.2021
  • Strona Teatr w Krakowie – dostęp 05.12.2021