Małgorzata Włodarczyk

Pod prąd strumieniem czasu

Spotkanie z  Katarzyną Szczepańską – Kowalczuk, autorką „Szuflady”, wielowymiarowego dzieła, ukazującego losy jej rodziny na tle burzliwego okresu przełomu wieków, aż do  drugiej wojny światowej i wątki współczesne. Spotkaliśmy się między Lwowem a Krakowem, Goszycami a Perepelnikami – w Starzawie, w siedzibie Stowarzyszenia Dom Słońca pod Sokołem. Miejsce wymarzone do omawiania lektury, bo w bliskiej okolicy znajdują się miejscowości,  o których czytamy w książce: Medyka, Kniażyce, Przemyśl i Lwów. W słoneczną niedzielę, 12 września 2021 r., autorka i zaproszeni goście zasiedli w zielonym pokoju i zaczęło się dziać… Magia „Szuflady” zsynchronizowała się z magią miejsca, a wszyscy uczestnicy dostroili się do atmosfery kameralnego salonu literackiego z początków ubiegłego wieku. Choć były też sms-y, whatsapp-y i łącza via zoom z tymi, którzy  nie dotarli.

 
­­­Niekrótkie spotkanie minęło szybko, nie wiadomo kiedy, w miłej atmosferze, pełnej wzruszeń ale i głośnego śmiechu – o czym poniżej. Animatorką wydarzenia była prezes stowarzyszenia Magdalena Wisiecka. Nasz szufladowy  mityng literacki otworzyła wierszem  Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej „Czas krawiec kulawy”[1] z tomu „Niebieskie migdały” (1922). Rozmyślając o niebieskich migdałach, zanurzyliśmy się odważnie w wartki strumień czasu, by przywołać światy i zaświaty, które choć zniknęły, których  częstokroć nawet nie widzieliśmy, nie dotknęliśmy – czujemy w nas. Zadajemy sobie pytanie – po co? Co mają nam do przekazania? Odkrycie zawartości sekretnej szuflady w starej, rodzinnej szafie dało pisarce asumpt do wydobycia na światło dzienne dramatycznych losów jej dziadków – Stefanii i Juliusza Wolskich.
„Szufladę” trudno – moim zdaniem – przypisać do konkretnego gatunku literackiego, oś narracyjną tworzą listy, zarówno głównych bohaterów jak i członków rodziny, reportaże autorki, jej refleksje. Listy dostarczają wskazówek co do charakteru piszących i roli,  jaką rodzina wyznaczyła Stefanii i Juliuszowi. Portrety emocjonalne tych dwojga wyraziście zarysowują się czytelnikowi, śledzącemu narrację i listy, a liczne fotografie  rodzinne pozwalają na poznanie autentycznych wizerunków występujących osób.

Z mroków historii wyłaniają się zapomniane artystki, nabierają kolorów mocne charakterologicznie postacie  kobiet  jak  choćby Maryla Wolska – matka Juliusza, poetka przełomu wieków i czasów po pierwszej wojnie światowej. Artystka otwiera listę najwybitniejszych poetek tego okresu[2]. Niebanalna postać, niemieszcząca się w ramach, którymi epoka ograniczała kobiety; pani domu rządząca twardą ręką, ale i świadoma swojej kobiecej siły i urody. Wiersz „Dusza moja,” przytoczony w „Szufladzie,”[3] daje wgląd w świat poetki:

„Dusza moja na zawsze zostanie dziewczyną,
Co w las poszła o świcie, z dzbankiem, na jagody,
Dusza moja nikomu wziąć się nie da w ręce…”  

Główna bohaterka, Stefania Wolska, jawi się  czytelnikom „Szuflady” poprzez wspomnienia wybitnej poetki, nb. jej szwagierki Beaty Obertyńskiej[4]
 „O wiele od ładnej siostry ładniejsza, miała w wyrazie lekko skośnych, orzechowych oczu płochliwy wdzięk młodej sarny. Przynosiła […] na sprzedaż uzbierane w lesie maliny, czy grzyby[…] Zawściągnięta w sposobie bycia i mówienia, nie lubiła dotyku cudzych oczu i broniła się im jak nieśmiałe, nieobyte dziecko, przez odwracanie własnych […]”

Właściwie to jedyna bezpośrednia relacja o Stefanii. Innych głosów brak. Autorka, chcąc poznać przeszłość rodziny, odkrywała historie zapomniane, tajemnicze, niedopowiedziane,  schowane pod niedostępnym milczeniem na dnie szuflady. „Skąd wzięła się ta Stefania? Kim był Juliusz? Rodzice mojej matki? Im bardziej nie istnieli, tym bardziej domagali się rozpoznania[5].”

Dzieje Tufki i Julka wywołały uniwersalne pytania o przeznaczenie, poczucie szczęścia,  skrzywdzenia i problem wykluczenia. Dyskutowaliśmy także o twórczości i losach innych osób z rodziny, jak choćby o Leli (malarce Anieli Pawlikowskiej) i Dziodzi (Beacie Obertyńskiej), które pisarka zdążyła poznać osobiście w  Londynie, gdy panie były już starszymi, ekscentrycznymi damami. Wspominaliśmy także, zmarłego w marcu tego roku, Kaspra Pawlikowskiego, autora książki „Z Medyki. Wspomnienia rodzinne”. W centrum dyskusji znalazła się Zofia Zawiszanka, która zawadiacko spoglądała na nas ze zdjęcia, w mundurze z czasów pierwszej wojny światowej.[6] Uznanie i szacunek wzbudzają jej czyny patriotyczne i światłe postępowe poglądy.
Nie mniej podziwu budzi mediacyjna rola, jaką Zofia odegrała w rodzinnych sporach, oraz pomoc okazana Stefanii, której  nagle przyszło zmierzyć się nie tylko z żałobą po stracie męża, wdowim losem,  troskami materialnymi, ale nawet stoczyć batalię o prawo do wychowywania własnych dzieci! Na prośbę zgromadzonych, Autorka odczytała fragment opowiadania Jana Józefa Szczepańskiego „Trzy czerwone róże”, gdzie Zofia została wybornie sportretowana jako quasi „trudna teściowa”. Celność spostrzeżeń, wyrażonych z wielką nutą dobrotliwej złośliwości  i  humoru, wywołała aplauz i wybuchy śmiechu  wszystkich – zarówno  tych, którzy słyszeli ten tekst po raz pierwszy, jak i miłośników pióra J. J. Szczepańskiego, doskonale znających cytowany  fragment. 

W trakcie spotkania dyskutowano o wielu sprawach; wszystkich wymienić nie sposób, m. in. o: dziewiętnastowiecznym stylu pisania listów czy manierze nadawania członkom rodziny zdrobniałych przezwisk, które czasami powodowały irytujące trudności w zorientowaniu się, o kim mowa. Pani Katarzyna cierpliwie wyjaśniała nam wszystkie wątpliwości i zawiłości.

Rozmowa toczyła się wartko przy niesłabnącej uwadze obecnych; momenty wzruszeń przeplatały się z wybuchami śmiechu. Omawiana historia stała się pretekstem do wielu osobistych wspomnień dotyczących nieuchronnych rozstań, znikających miejsc i  smutku po stracie najbliższych. Często sięgaliśmy do „Szuflady”, by wspólnie wysłuchać i nacieszyć się jej subtelnym pięknem. Wcześniej przygotowane, ale też i spontanicznie wybierane fragmenty czytał Jerzy Dobrowolski.

„Westerplatte rozpadło się z odejściem babci. Straciło rację bytu, zniknęło z mapy, gdy jej mieszkanka przeniosła się do Nieba.
Pisanie o INNYCH domach miało odwlec tę chwilę, kiedy trzeba się będzie zmierzyć z rzeczywistością. Dopóki mowa o paprociach, wciąż można mieć nadzieję, że należą do sfery mitu zatrzaśniętego w książkach. Ale co tu powiedzieć, kiedy fala podpływa pod same stopy?”[7]

Kończąc przekaz ze spotkania z autorką „Szuflady”, chciałabym podkreślić, że nie jest on relacją jedyną, a na pewno nie ostateczną. Magiczny czas, ruchomy wspak.

[1] Strona internetowa Wolne lektury, dostęp 19 IX 2021 r.
[2]Klewinowska, Katarzyna. Maryla Wolska jako twórczyni liryki kobiecej. Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska, sectio FF Philologiae, [S.l.], v. 35, n. 1, p. 75, feb. 2018. ISSN 0239-426X. Available at: <https://journals.umcs.pl/ff/article/view/4428/4696>. Date accessed: 19 sep. 2021 doi:http://dx.doi.org/10.17951/ff.2017.35.1.75. – dostęp 19 IX 2021 r.
[3] Katarzyna Szczepańska – Kowalczuk Szuflada, Wydawnictwo Literackie 2018, str. 102 pierwsze dwa wersy
[4] Tamże, str. 164
[5] Tamże, str. 9
[6] Tamże, str. 87
[7] Tamże,  str. 22

Autorka i zaproszeni goście zasiedli w zielonym pokoju i zaczęło się dziać…

 

Były też sms-y, whatsapp-y i łącza via zoom z tymi, którzy nie dotarli.

 

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego.

 

Pisarka z rodzinnym księgozbiorem lwowskim.

 

„Trzy Czerwone Róże” na „Szufladzie”, pod tytuły ad. Rem

 

W centrum dyskusji znalazła się Zofia Zawiszanka. Na zdjęciu w mundurze Janusza Gąsiorowskiego. Fotografia z archiwum rodzinnego Autorki.

 

Rozmowy w starzawskim plenerze.