4 grudnia obchodzimy imieniny Barbary. To dobra okazja do napisania o Pani Basi Wirkijowskiej.

Autor obrazu Piotr Wirkijowski

Obraz przedstawia Panią Basię jadącą konno do Radymna po zezwolenie na zorganizowanie w Stubnie balu sylwestrowego. Realia lat pięćdziesiątych… Surowa zima, siarczyste mrozy, zasypane drogi, brak łączności telefonicznej… Młoda i urodziwa zootechnik podejmuje ryzykowną, wręcz brawurową misję, by przywieźć konieczny dokument i razem, uroczyście przywitać Nowy Rok. Było to bardzo niebezpieczne, gdyż w razie wypadku nie byłoby jak wezwać pomocy. Ale jak pisze syn, Piotr Wirkijowski, Autor obrazu: „Gdy jest się młodym, o takich rzeczach się nie myśli”. A że Barbara świetnie jeździła konno i była odważna – kazała osiodłać konia, zarzuciła na siebie grubą pelerynę i ruszyła. Po wielu godzinach wyczerpującej jazdy triumfalnie wróciła do Stubna, – oczywiście z „urzędowym glejtem” na bal. Radość była wielka!

O sobie Pani Basia pisze tak:
„Urodziłam się 24.08. 1935 roku na Wołyniu w dobrach Radziwiłłów. Przeżyłam napad bolszewików w 1939 roku – wywózki na Sybir. Uratowali nas Ukraińcy z Cumania. W nocy saniami nas wywieźli i dali schronienie. Ojciec był bardzo dobry dla ludzi, nie robił różnicy, czy to Polak, Ukrainiec, Żyd czy Niemiec. Ale nie było spokoju, przyszedł horror, Niemcy pogonili Rosjan. Mama urodziła czwartą córkę. Ludzie jej pomagali. Wieś Cumań spłonęła – została „nasza” chałupina z Matką Bożą Częstochowską w oknie. Niemcy zabrali nas z Cumania do Ołuki do zamku. Ojciec był tłumaczem. Całe szczęście, bo zaczęły się mordy Polaków przez UPA: sadyzm i bestialstwo okropne. Dużo znajomych zginęło śmiercią męczeńską. W 1942 roku Ojciec dostał przepustkę do Centralnej Guberni. Mama i najstarsza siostra zostały zakładniczkami – jeśli Ojciec nie wróci – One pójdą do Obozu. Wraz z Ojcem na przepustkę pojechały: maleńka Elżbietka, Hania i ja. Jechaliśmy pociągiem z rannymi żołnierzami niemieckimi z frontu w bydlęcych wagonach, którymi ludzie wywożeni byli na Syberię. Na deskach były napisy – Ojciec je czytał i odpisywał adresy. Co jakiś czas pociąg stawał , sprawdzali , czy nie ma na szynach min, a Ojciec wysadził mnie po kwiatki. Było pełno kaczeńców… Nasyp był bardzo wysoki, dookoła las i mokradła. Żołnierze brali wodę i gałęzie. Pociąg zagwizdał i żołnierze powskakiwali, a ja usiłowałam dostać się na górę nasypu. To było trudne. W momencie gdy mi się to udało pociąg już ruszał. Ja mała nawet do drzwi wagonu nie dostawałam, a podmuch pociągu mnie odpychał. Wtedy jeden z żołnierzy położył się na brzuchu, wychylił się, złapał mnie za rękę i wciągnął do wagonu. Inni żołnierze przytrzymali go, by nie wypad. Na pewno, gdyby nie ten żołnierz mnie by już nie było. Wraz z Ojcem zostaliśmy u rodziny mamy w Opocznie, a Mama z Krysią poszły do Obozu. Uciekły i po wielu przygodach byliśmy razem…”

„Dostałam od Boga wiele talentów i żadnego nie zmarnowałam. Spełniły się moje marzenia o własnej ziemi, o własnych ogrodach, psach i koniach.”
Z okazji imienin życzymy Pani Basi – ‘tak trzymać”! Niech spełniają się kolejne marzenia, powstają nowe wiersze, zdrowie dopisuje, a entuzjazm do życia i pokłady niesamowitej energii nigdy nie opuszczają.

Źródło:
Wspomnienia i wiersze Barbary Kotowicz-Wirkijowskiej opracowała siostra Macieja –niepokalanka.