O LECHU STRZAŁKOWSKIM. CZĘŚĆ PIERWSZA: SYBERYJSKA ODYSEJA.URATOWANI PRZEZ GENERAŁA WŁADYSŁAWA ANDERSA.TUŁACZKA „ZA WOJSKIEM”. POWRÓT DO POLSKI.
Lech Strzałkowski urodził się 17 marca 1932 roku w Kamieniu Koszyrskim na Polesiu. Swoim życiorysem mógłby obdarzyć wiele osób. Rodzice Antoni i Jadwiga (z domu Wolska) byli nauczycielami w Wielkiej Głuszy. Ważną osobą w dzieciństwie Leszka był brat ojca, ulubiony stryj Michał. To on zabierał kilkuletniego Leszka do lasu, na ryby i polowania. Imponował bratankowi i rozbudził w nim zamiłowania przyrodnicze. 1 września 1939 roku Lech Strzałkowski poszedł do pierwszej klasy. Wybuch wojny sprawił, że okres spokojnego dzieciństwa minął bezpowrotnie. Ojciec został zmobilizowany 15 sierpnia 1939 roku i z bliskimi spotkał się dopiero po 17 latach – 1 maja 1956 roku. W domu oprócz dzieci – ośmioletniego Leszka i sześcioletniej siostry Basi zostały trzy kobiety: 35 letnia mama, 60 letnia babcia i siostra mamy Maria, która w czasie letniej kanikuły przyjechała do nich w odwiedziny. Tam zastał ją wybuch wojny. Powrót do domu był już niemożliwy.
W nocy z 9 na 10 lutego 1940 roku rozpoczęła się pierwsza z czterech masowych deportacji Polaków na Sybir. „10 lutego o godzinie czwartej nad ranem zapukał w okno żołnierz NKWD i kazał nam się w ciągu trzech godzin spakować. Powiedział, że możemy zabrać wszystko.”- wspominał po latach dramatyczne okoliczności wywózki Lech Strzałkowski. Mocno utkwiła mu w pamięci symboliczna scena, kiedy mama podczas pakowania sięgnęła do kredensu po porcelanowy serwis używany tylko podczas świąt. Podała w nim herbatę. Pewnie przeczuwała, że to miejsce zostawiają na zawsze, że nigdy tu nie wrócą, że żegnają dom i dotychczasowe życie. Wozami konnymi zawieziono ich na stację kolejową do Kamienia Koszyrskiego. Stamtąd dwa tygodnie jechali bydlęcymi wagonami, stłoczeni po siedemdziesiąt osób w wagonie, z jednym tylko przystankiem – kiedy w Zabłudowie musieli przesiąść się na szeroki tor. Byli świadomi, że to zsyłka na Sybir. Trafili do Północnego Kazachstanu, w okolice Pietropawłowska w obwodzie Semiopałatyńsk. Ze znajdującej się w stepie końcowej stacji Tajęcza (do lasu było ok 70 km) zostali zawiezieni ciężarówkami do wsi Głębokie. Tam deportowane rodziny „rozdano” kołchoźnikom. Strzałkowscy trafili do matki z synem. Chata, w której zamieszkali była lepianką pokrytą darnią. Mama pracowała w kołchozie i żeby ratować rodzinę od głodu sprzedawała, a raczej wymieniała na jedzenie drobiazgi, które zdołała zabrać z Polski. Babcia przytomnie zabrała trochę nasion, które w tamtejszych warunkach okazały się niezwykle pożyteczne. Dzieci chodziły do szkoły. Leszek trafił ponownie do pierwszej klasy. „Pierwszą klasę robiłem trzy razy!” rzuca ku zaskoczeniu rozmówcy i wyjaśnia: „Za każdym razem miałem innego nauczyciela. W Kazachstanie w pierwszym roku uczył nas nauczyciel pochodzenia niemieckiego. Po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej zniknął. W kolejnym roku szkolnym był inny nauczyciel, ale znowu musieliśmy chodzić do pierwszej klasy. Czyli licząc pierwszą klasę w Polsce w sumie trzy razy. W domu Lecha Strzałkowskiego wisi na ścianie POCHWALNAJA GRAMOTA. Jest to świadectwo ukończenia z wyróżnieniem pierwszej klasy szkoły podstawowej w Kazachstanie – należącym wówczas do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Na dokumencie widnieją wizerunki Lenina i Stalina Drugą pamiątką z Kazachstanu jest zdjęcie z kolegą Jerzym Wysockim. Mama Jurka, Nina Wysocka pochodziła z rodziny Kondratiuków. Jej brat był sędzią w Kamieniu Koszyrskim, a znany reżyser Janusz Kondratiuk, nb. urodzony na zesłaniu w Kazachstanie, bliskim krewnym.
Dzięki umowie Sikorski-Majski podpisanej 30 lipca 1941 roku polscy żołnierze i zesłańcy zostali uwolnieni z łagrów i jenieckich obozów pracy. W 1942 roku Strzałkowscy zostali ewakuowani do Uzbekistanu. Znaleźli się w gronie ocalałych cywilów, którzy przemieszczali się z utworzonymi przez gen. Władysława Andersa oddziałami Armii Polskiej na Wschodzie. Droga do Ojczyzny była długa. Rodzinę Strzałkowskich wiodła m.in. przez Buzułuk, Morze Kaspijskie i Pahlavę w Persji. W 1943 roku polskie rodziny cywilne przetransportowano do Indii do obozów dla uchodźców. Ówczesne Indie były wstrząsane kryzysami, konfliktami interesów i sporami politycznymi. Indyjski rząd początkowo nie chciał przyjąć polskich uchodźców. Jednakże z pomocą przyszedł maharadża Jam Saheb Digvijaysinhji, wielki przyjaciel Polski, który zadeklarował chęć przyjęcia pięciuset, a następnie tysiąca polskich sierot i półsierot. Stąd też Lech żartował o sobie, że jest dzieckiem Maharadży, choć sam nie przebywał w osiedlu Balachadi. Podkreślał gościnność i opiekę jaką otoczono ich w Indiach. Z Basry do Karaczi płynęli Batorym. W Karaczi i Kolhapur przebywali do roku 1947. Z Indii płynęli Kanałem Sueskim do Suezu w Egipcie, potem samochodami do Port Said, stamtąd statkiem do Wenecji i pociągiem do Genui. Do Polski rodzina Strzałkowskich dotarła w 1947 roku. Zesłanie i powrót można ująć w kilku zdaniach wymieniając najważniejsze daty i miejscowości. W rzeczywistości to ogromna przestrzeń, wiele zdarzeń i wielka historia. Przytoczmy tu choćby zapamiętaną uroczystość z Wodzem Naczelnym gen. Władysławem Sikorskim, czy zabawną anegdotę o tym, jak babcia zapragnęła w Indiach skosztować brytyjskiego piwa ,i by zrealizować to życzenie spieniężyła pamiątkowy kozik. Lech Strzałkowski przeżył ten czas jako dziecko. Dzięki zmysłowi obserwacji i doskonałej pamięci był niezwykłym świadkiem historii. Taką opinię wyraził wybitny brytyjski historyk profesor Norman Davies, z którym Lech Strzałkowski rozmawiał o książce „Szlak nadziei” podczas spotkania we Lwowie w roku 2016.
CZĘŚĆ DRUGA: POLSKA.PRACA Z KOŃMI
Strzałkowscy zamieszkali w Warszawie. Lech, podobnie jak wielu jego rówieśników nadrabiał edukację szkolną. W roku 1951 ukończył maturą Ogólnokształcącą Szkołę Średnią Stopnia Licealnego w Warszawie. W tym samym roku rozpoczął studia na wydziale Zootechnicznym Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, które ukończył w roku 1955, otrzymując tytuł inżyniera zootechnika.
W roku 1964 Strzałkowski zawarł związek małżeński z Barbarą Nowacką, wówczas wyjątkowej urody studentką architektury. Warto wspomnień, że ojciec pani Barbary, porucznik Władysław Nowacki był kawalerzystą 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich. Był autorem słów Modlitwy Ułana Jazłowieckiego. „Po linii konnej” przyjaźnił się z Leonem Krzeczunowiczem, legendarnym Rolandem, oficerem Wojska Polskiego i Armii Krajowej, o którego losach mogliśmy przeczytać w X numerze Łowca Galicyjskiego. Żona Leona Wanda Krzeczunowicz była matką chrzestną Barbary. Dramatyczne wydarzenia wojenne, aresztowanie, więzienie i zamordowanie Leona Krzeczunowicza pani Barbara znała bezpośrednio z relacji Wandy Krzeczunowicz. Niezależnie od tradycji konnych rodzina Państwa Strzałkowskich kultywowała tradycje staropolskiej gościnności. Ich dom, pomimo zmieniających się adresów był zawsze otwarty i serdeczny. Bywali u nich ludzie ze świata kultury i nauki. Oczywiście wśród nich nie brakowało miłośników koni. Na dłużej lubił się tam zatrzymywać Jerzy Duda-Gracz, często zaglądał aktor Marek Siudym, bywał i fotografował Wojciech Plewiński, na konie przyjeżdżał himalaista, matematyk i polityk Janusz Onyszkiewicz z żoną Joanną Jaraczewską (wnuczką Józefa Piłsudskiego). Pani Barbara przyjaźniła się z Andrzejem Grzybowskim – architektem, rysownikiem, znawcą sztuki jeździectwa. Andrzej Grzybowski zdobył renomę jako specjalista od historycznych rezydencji (Zamek Królewski w Warszawie, Muzeum w Łańcucie) i projektant domów znanych osób. W korespondencji dzielił się swymi pomysłami, przysyłał projekty i rysunki. Cenił wiedzę i opinie Pani Barbary. Barbara Strzałkowska była osobą wielu talentów – oprócz pracy malowała, prowadziła zielnik, udzielała lekcji francuskiego i jazdy konnej. Ratowała i przygarniała porzucone zwierzęta. Swego czasu w jej kuchni stołowała się nawet sarna „po przejściach”. Państwo Strzałkowscy pamiętali o lokalnych mogiłach żołnierzy z I wojny światowej, w czasach, gdy nikt się nimi nie interesował i nie opiekował.
KARIERA ZAWODOWA LECHA STRZAŁKOWSKIEGO
1 lutego 1955 Lech Strzałkowski rozpoczął pracę w Państwowych Torach Wyścigów Konnych /dział selekcji/ w Warszawie. W następnym roku pracował na Torze Wyścigowym we Wrocławiu i potem ponownie na Torach w Warszawie.1 października 1959 rozpoczął pracę w Stadninach Państwowych.
W latach:
1959 – 1961 Stadnina Koni Pruchna – Ochaby /angloaraby francuskie/
1961 – 1963 Stadnina Koni Trzebienice – Udórz /konie typu małopolskiego/
1963 – 1969 Stadnina Koni Stubno /typ Furioso Przedświt/
1969 – 1980 Stadnina Koni Pruchna – Ochaby
1980 – 1982 Stadnina Koni Walewice /angloaraby/
1982 – 2006 Stadnina Koni Stubno /pełna krew angielska/ W kwietniu roku 2003 stadnina została sprywatyzowana.
1 stycznia 2006 inżynier Lech Strzałkowski przeszedł na emeryturę.51 lat pracował z końmi , w tym 47 lat w Stadninach Państwowych.Pracował jako kierownik stadnin, był też jeźdźcem . Brał udział w wyścigach płotowych i przeszkodowych. Z ponad 100 startów,21 wygrał. Ścigał się na torach w Warszawie , Wrocławiu , Sopocie i w Pardubicach. Wprawdzie w Pardubicach nie brał udziału w Wielkiej Pardubickiej z powodu braku konia tej klasy. Inne towarzyszące gonitwy, były nie mniej trudne różniły się tym że nie było tylko *Wielkiego Taxisu.
*Wielki Taxis to jedna z najtrudniejszych przeszkód płotowych na świecie.
PEŁNA KREW ANGIELSKA
Lech Strzałkowski pracował z końmi różnych ras, lecz jego pasją były konie Pełnej Krwi Angielskiej. Pierwsze źrebaki Pełnej Krwi urodziły się w Stadninie w Stubnie w roku 1988, zaczęły biegać w 1990. Stubnieńskie folbluty biegały z powodzeniem na torach Polski, Czech, Słowacji, Włoch, Niemiec, Anglii i Skandynawii. Wygrały ponad 300 gonitw, między innymi na służewieckim torze : Wiosenna, Rulera, Ashabada, Cardei, Criterium, cztery razy Derby i wiele innych znaczących gonitw.
Piętnaście sezonów w Stubnie to niewiele w hodowli. Ale i tak udało się osiągnąć sukces. Szkoda że stadnina w Stubnie nie miała szczęścia i wskutek nietrafionych decyzji zniszczono tak cenny dorobek hodowlany Pana Strzałkowskiego. Gdy rozmowa schodziła na ten temat powiadał tylko „szkoda howoryty”.
Pan Strzałkowski należał od 1956 roku do Związku Łowieckiego. Był zapalonym myśliwym. Brał udział w wielu polowaniach. Odnosił sukcesy. Świadczą o tym trofea (liczne poroża, skóra wilka).Jakim był myśliwym najlepiej potrafiliby opowiedzieć koledzy z Koła Ryś. Może przeczytamy o tym na łamach Łowca Galicyjskiego?
92 lata życia Lecha Strzałkowskiego:
– Od Kamienia Koszyrskiego do ukończenia studiów w 1955 – 23 lata ( w tym 7 lat w Wielkiej Głuszy, 1 rok w Kazachstanie, 1 rok w Uzbekistanie, 1 rok w Iranie, 4 lata w Indiach).
– Potem Warszawa, Wrocław, Sopot (nie znam kolejności) – 4 lata
– Pruchna-Ochaby (1959-61 i 1969-80) – 13 lat
– Trzebienice-Udórz (1961-63), Stubno (1963-69), Walewice (1980-82) – 10 lat
– ponownie Stubno (1982-2024) – 42 lata.
Artykuł opracowała na podstawie autoryzowanego wywiadu z Lechem Strzałkowskim Elżbieta Perec.Uzupełnienia dodali przyjaciele Lecha Strzałkowskiego ze stowarzyszenia Dom Słońca pod Sokołem: Agnieszka i Adam Kuźmiccy, Jerzy Dobrowolski i Magdalena Wisiecka. Starzawa 2024.
Powyższy artykuł ukaże się w kwartalniku „Łowiec Galicyjski”.
Lech Strzałkowski odwiedził rodzinne strony na Polesiu po 73 latach. Opuszczał je w dramatycznych okolicznościach jako dziecko.Wyprawa do Wielkiej Głuszy na Ukrainie w roku 2013 przywołała wspomnienia miejsc i osób z najwcześniejszego dzieciństwa. Widząc tamtejsze uwarunkowania i problemy z jakimi ludzie muszą się mierzyć, wielokrotnie wyrażał wdzięczność, że po wojnie znalazł się w kraju i żyje w Polsce.