(podanie wieleckie)

 

Był taki czas, kiedy plemiona i rody wielkiego ludu Sławów wędrowały na zachód, posuwając się z całym dobytkiem wzdłuż wybrzeży Morza Wenedzkiego. Siedziby nad ujściem Wisły, gdzie zatrzymali się jakiś czas, stały się niebezpieczne dla spokojnego życia. Zdarzało się nieraz, że róg ostrzegał przed jakimś najazdem. Zwłaszcza, że z Północy nadciągały wyprawy łupieskie Danów, Gotów czy Swionów, niszcząc straszliwie dobytek i porywając ludzi w niewolę. Od wschodu niespodziewanie napadali Prusowie paląc zasiewy i domy, a od południa przybywali coraz to nowi osadnicy tą samą mową mówiący, przynosząc świeże wieści z różnych stron świata. Rósł więc w siłę wielki lud Słowian, pomnażając się o nowe rody i wchłaniając nowe plemiona. Mieszkający na zachód od nich Widiwarowie mówiący językiem niezrozumiałym dla Ludzi Słowa topnieli z każdą chwilą, i część z nich przyłączyła się do Słowian, inni odeszli dalej, a jeszcze inni odpłynęli na swych łodziach do dawnej ojczyzny na północy. Rozłożyli się Słowianie na Pomorzu, pobudowali grody i pozakładali święte gaje, a wioski i sioła sięgały daleko i zaczęto nazywać ich – Wieletami, bo wielka ich ilość była i w dużą siłę urośli. Oddawali oni cześć bogu słonecznemu Swarożycowi, który łaskawym okiem na ziemię patrzył i ciepłem swej tarczy ogrzewał.

W końcu zaczęło brakować miejsca dla następnych pokoleń i nowo przybywających grup ze wschodu i południa. Zebrali się starsi rodów, wieleckich w grodzie Swarożyn i poczęli radzić:

– Trzeba nam opuścić tę ziemię, gdyż nazbyt często widać tu żagle i nie wiadomo, kogo przygnają wiatry – Gotów, Swionów, Danów, Burgundów. Wszyscy oni tylko grabią.

Inni zebrani mieli własne zdanie i chcieli zostać.

– Nieprawda to, że oni wszyscy są tacy sami. Są przecież wśród nich przyjaciele, którzy nas wspierają, a my im pomagamy.

I tak podzieliły się rody Wieletów, licznego ludu słowiańskiego; część z nich powędrowała dalej na zachód i po zaciętych walkach zajęła tereny nad Odrą, spychając swych pobratymców Obodrytów jeszcze dalej na zachód. Część tych Wieletów , którzy zostali w rodzinnym Swarożynie na Pomorzu Środkowym, zmieszała się z uciekającymi znad Wisły Serbami, których państwo rozbił Lech I. Większość Wieletów osiadła w puszczach i na wybrzeżu między Odrą, Rzeknicą i Hobolą a Sprawą. Na ich tereny napłynęły inne grupy Słowian znad środkowej Odry. Część z nich osiadła razem z Wieletami, inni powędrowali dalej. A podobno byli wśród Wieletów tacy, którzy osiedli na ziemiach Saksonów i Batawów w okolicach Nizioziemia. Około V w. nad większością Wieletów panował król Wind, mądry i roztropny władyka. Umiał on sobie zjednać zarówno swoich ludzi, jak i nowo przybyłych Słowian ze Środkowej Odry. Ci i tak wkrótce pomieszali się z ludem Wieletów. Wind miał także wielu przyjaciół wśród wojowników skandynawskich, z którymi chętnie przesiadywał podczas zabaw i pijatyk. Wzajemnie świadczyli sobie pomoc przeciw wspólnym wrogom, a podczas pokoju prowadzili handel wymienny.

Na wschód od źródeł rzeki Piany żył ród Wilka. Sam Wilk był człowiekiem z wieleckiego szczepu. Był to prawdziwy olbrzym, nieludzko wręcz silny. Kruszył on ponoć w swych dłoniach stal. Uchodził za niezwyciężonego i tak strasznego, że na sam dźwięk jego imienia przeciwnik rzucał broń i pierzchał w las.

Wilk chodził odziany w wilcze skóry i mówiono o nim, że jest najgroźniejszym berserkerem nad całym Bałtykiem. Jego wojowie także chodzili ubrani w skóry wilków, dlatego zaczęto ich nazywać Wilkami. Bano się ich okrutnie, a Wilk prześladował nie tylko swych słowiańskich pobratymców, zapuszczał się nawet do brzegów skandynawskich, gwałcąc miejscowe dziewki, rabując, co się tylko dało, siejąc po wioskach i miastach strach oraz zniszczenie. Podobno na Bornholmie położył pokotem wszystkich Wikingów, którzy próbowali go powstrzymać, a brzegi Gotlandii czy Szwecji spływały krwią po jego wyprawach.

Pewnego razu Wilk zaatakował ziemie króla Winda. I tak paląc, grabiąc, mordując i gwałcąc, w czym lubował się szczególnie, zbliżał się ze swymi wojami do Utynia. Tam w pięknym drewnianym grodzie mieszkał Wind ze swą wielce urodziwą, delikatną córką jedynaczką o imieniu Sława. Król czym prędzej posłał gońców po pomoc do swego przyjaciela, skandynawskiego bohatera Stoerkeddera. Był on wielkim wojownikiem, niezrównanym w boju, tak potężnym, że nawet sam Thor – pogromca olbrzymów zazdrościł mu walecznej sławy. Stoerkedder, dowiedziawszy się o tym, ruszył od razu, by ratować przyjaciela i jego lud i dotarł do Utynia przed Wilkiem. Zaraz potem dało się słyszeć od strony lasu przeciągłe wycie wilków – był to okrzyk bojowy ludu znad Piany. Tak właśnie zagrzewał się do walki Wilk i jego morderczy wojownicy. Gdy napastnicy wyłonili się z lasu i stanęli na niewielkiej równinie pod Utyniem, bramy grodu rozwarły się i wyjechał z nich rosły wojownik z okrągłą tarczą i w bogato zdobionym hełmie. Od jego zbroi biła jakby łuna – to srebrna powłoka kolczugi tak błyszczała w słońcu, a biały rumak z rozwianą grzywą dodawał mu splendoru. Zsiadł z konia, odpiął srebrną fibulę i odrzucił pelerynę okrywającą ramiona i plecy na ziemię. Wyciągnął miecz i ryknął na całe gardło do stojących ‘’Wilków’’:

– Który z was, mordercy, mieni się być królem Wilków?! Gdzie jest ten, o którym – mówią Wilk – olbrzym z plemienia Wieletów?! Jam jest Stoerkedder, mąż Północy, wojownik z Kraju Lodu, który wzywa do walki na śmierć i życie Wilka, mordercę kobiet, dzieci i mężczyzn. Gdzież on.

Skandynaw nawet nie skończył, bo z tłumu wojów wyłonił się wielkolud; na głowie miał stalowy hełm, uzbrojony w podwójną parę rogów, a plecy pokrywała mu wilcza skóra z rozwartą paszczą, w której osadzone białe kły sprawiały wrażenie jeszcze większej grozy. Na rękach, wielkich jak łapy niedźwiedzia, srebrzyły się metalowe obręcze. Ponieważ jedynym jego odzieniem były wilcze skóry, on sam wyglądał jak olbrzymi wilkołak, nie zaś człowiek. Dobył ze swej czarnej pochwy potężnych rozmiarów miecz i odezwał się donośnym głosem:

– Człowieku z Północy, przybyszu z Kraju Lodu! Zjawiłeś się po własną śmierć, stań więc do walki ze mną – Wilkiem – olbrzymem, mordercą dzieci i kobiet.

I tak zwarli się ze sobą, jak dwaj bogowie, potykali się, rąbiąc mieczami u bram utyńskiego grodu, aż z iskier padających z ich stalowej broni powstał ogień, zagrażając trzcinowemu poszyciu królewskiego dworzyszcza. Gdy zderzali się tarczami, to jakby grzmot przetoczył się po niebie, a z pobliskich dębów posypały się żołędzie i liście. Ziemia pod nimi zapadała się coraz głębiej, aż zaczęły się tworzyć głębokie jamy. Walczyli tak siedem dni, od wschodu do zachodu słońca, ale w ciągu każdej nocy wszystkie rany Stoerkeddera zabliźniały się. Działo się tak, gdyż był on wybrańcem bogów Północy. Wilk zaś broczył obficie, bo Swarożyc się od niego odwrócił za przelewanie krwi współbraci. Pod wieczór, dnia siódmego Wilk wykrwawił się zupełnie i legł martwy pod bramą grodu. Wtedy Stoerkedder odrąbał mu głowę i z trudem dowlókł ją przed oblicze króla Winda, rzucając mu pod nogi. Władyka wielecki, wdzięczny będąc za ocalenie jego rodu i ludzi ofiarował bohaterowi z Kraju Północy w nagrodę swą córkę za żonę i ustanowił swym następcą. Stoerkedder nie przyjął jednak nagrody i oświadczył:

– Jest to przywilejem bogów i bogom równych bohaterów, że świadczą przyjaciołom dobro z miłości i przyjaźni, a nie dla nagrody.

I odjechał ten bohater do swej mroźnej ojczyzny, zachowując w pamięci miłe chwile w utyńskim grodzie i pomnażając swą sławę o zwycięstwo nad olbrzymim przeciwnikiem.

Po klęsce Wilka lud znad Piany ustanowił władcą nad sobą Winda, który panował jeszcze czas jakiś nad Wieletami, ale co potem się stało, tego już sagi nie mówią. Choć wiele wskazuje na to, że państwo Wieletów rozpadło się na wiele małych szczepów, którymi rządzili drobni książęta. Wkrótce Wieleci znów się połączą, bo tym razem wróg nadciągnie z zachodu.

Bibliografia:
1. Grabski W. J., Saga o jarlu Broniszu, Warszawa 1972
2. Widajewicz J., Wieleci, Poznań 1946
3. Piskorski J. M., Pomorze Plemienne, Szczecin 2002